czwartek, 23 kwietnia 2020

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich

Dzisiaj święto wszystkich książkomaniaków, więc uznałam to dobry dzień na pokazanie swojej ulubionej książki. Trafiłam na nią kilka lat temu. W zbiorze obowiadan Księgarnia przy ulicy Wiśniowej, każdy autor opierał się na wybranej książce. I w jedno właśnie na Zabić Drozda. Urzekł mnie jeden z cytatów: "nie można poznać człowieka, póki nie włoży się jego butów i nie pochodzi się w nich trochę." Postanowiłam że sięgnę po nią. Zamówiłam w bibliotece i niecierpliwie czekałam na swoją kolej. Jakie było moje szczęście, gdy następnego dnia idąc do innej biblioteki, znalazłam ją na koszyku z oddanymi książkami. Wiedziałam, że jest mi pisana! Nie przytoczę dokładnie treści książki bo wyznaje zasadę J. Pilcha:
"Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać." A to idealnie pasuje do tej książki, będę do niej często wracać.
A co mnie w niej urzekło? Że pokazane jest jaki świat bywa niesprawiedliwy i trzeba byc niezwykle odważnym, by postępować zgodnie ze swoimi wartościami. To też wielka lekcja tolerancji, której znów zaczyna nam brakować. Główna bohaterka właśnie tak postępowala, choć była młodziutka. To była jedna z tych książek, które chce i nie chce się skończyć. A po ostatniej kropce jest wielki niedosyt. A kwintesencja jej jest cytat o tytułowym drozdzie: "Drozdy nie robią nam nic złego, tworzą jedynie muzykę, która cieszy nasze uszy. Nie wyjadają nam plonów z ogrodu, nie gniazdują w zebranej kukurydzy, nie robią absolutnie nic poza jedną rzeczą: śpiewają nam z głębi serca. I dlatego zabić drozda to grzech."
Trzeba dodać, że autorka napisała dopiero przed śmiercią drugą swoją książkę -dalsza część Drozda pt. Idź postaw wartownika. Niestety ta jest wielkim rozczarowaniem i  Zabiła drozda. Szkoda że nie została autorką jednej książki.

niedziela, 19 kwietnia 2020

Przez pół świata. Mama z synem w podróży.

Kwarantanna dalej trwa, więc udałam się na kolejną wyprawę przestawioną na kartkach papieru. Autorka Hanna Bauta, wybrała się w niespotykaną podróż, ale nie chodzi tutaj o środek transportu, długość czy fundusze, ale o towarzysza... 4 -letniego synka. To wydaje się nieprawdopodobne, by być w podróży przez prawie pół roku, zjechać pół świata z takim małym brzdącem. Tym bardziej to się nie mieści w głowie, gdy pomyśli się, że wielu jego rówieśników nie jechało nawet pociągiem.
Pewnie wielu rodzicóm, wydaje się, to niemożliwe, ale autorka książki udowadnia, że nic bardziej mylnego. Zwiedzili wspólnie część Azji i Afryki, podróżowali różnymi środkami lokomocji. Przełamuje wątpliwości czy aby taka wyprawa na pewno jest to bezpieczne. Aż sama zazdroszczę Berniemu (małemu podróżnikowi), że w tym wieku zwiedził kawał świata, ale podziwiam też odwagę i samozaparcie jego mamy, udowodniła, że się da. 
Książka jest bardzo ładnie wydana, na każdej stronie jest znak wodny z konturem państwa, które jest opisywane. Co ważne autorka pod koniec każdego rozdziału czyli zwiedzonego państwa podaje przydatne informacje: ile kosztował pobyt, czy jest bezpiecznie, przydatne adresy hoteli. 
Niewątpliwą zaletą podróży z maluchem jest to, że jest bardzo ciekawy świata, to sprzyja poznawaniu innych kultur, bez uprzedzeń, dzięki temu i my na łamach książki możemy je poznać.
Książkę bardzo polecam, szczególnie rodzicom, którzy myślą, że z dziećmi się nie da podróżować stopem, tanimi środkami transportu itp.

środa, 8 kwietnia 2020

Chłopiec z ostatniej ławki

Chłopiec z ostatniej lawki to książka o przyjaźni, tolerancji a przede wszystkim o postrzeganiu świata przez dzieci, momentami z perspektywy dorosłego nieco naiwnemu.
Do klasy Alexy przychodzi nowy chłopiec, o innym kolorze skóry, nie mówiący słowa po angielsku. Mam główne zastrzeżenie, że autorka książki nie do końca zna realia szkoły, bo nie wyobrażam sobie, nieprzygotowania klasy na przyjście nowego ucznia, tym bardziej niemówiącego w ich ojczystym języku. Jak to miało miejsce w książce.Dzieci na własną rękę szukają kim jest uchodźca. Główna bohaterka wraz z paczką postanawia zaprzyjaźnić się z nowym kolegą. Niestety pokazane jest jak niektórzy są uprzedzeni do uchodźców. Aleksa w końcu poznaje historię Ahmeta. I łza się kręci w oku,bo może akurat postać Ahmeta jest fikcyjna, to historia już pewnie nie. W wyniku wojny w Syrii, wiele dzieci straciło rodziców, domy. 
Urzekające w tej książce jest beztroska dzieci, dla bohaterów było ważne by ich przyjaciel w końcu był szczęśliwy, nie znają się na polityce i nie kalkulują wszystkiego, najważniejsze by był miły i dobrze by umiał grać w piłkę, a kolor skóry i pochodzenie jest nieważne. Pokazane jest też, że uprzedzenia przekazują dorośli. Gdy się czyta ma się czasem wrażenie że to zbyt naiwna opowieść. I pewnie taka jest, ale w tym trudnym czasie jest miodem na serce i mimo wszystko daje do myślenia. Na pewno przyda się ona na lekcje o tolerancji między kulturowej.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Byle dalej. Pod stopami słońca. Motocyklami po bezdrożach Azji.

Przedłużający się czas kwarantanny wzmaga tęsknotę za światem, dlatego szczególnie sięgam po książki podróżnicze. W tym momencie chyba bym czytała z wypiekami na twarzy książki o wyprawie do Lidla po zakupy.
W każdym razie,to druga książka M. Owczarek i B. Skowrońskiego. Pierwsza czyli Byle dalej. W 888 dni do koła świata, jak sam tytuł sugeruje dotyczyła wyprawy dookoła świata. Po dokładnie 888 dniach po powrocie do Polski, postanowili znów ruszyć na wyprawę motocyklami. Tym bardziej plan był skromniejszy bo kilka krajów Azji środkowej. Sięgając po nią, miałam nadzieję że zapuścili się w okolice Himalajów lub Karakorum. Niestety jeśli chodzi o szczyty, to byli tylko w okolicach Noszaku, góry chętnie uczęszczającej przez Polaków. Oczywiście zdobytej po raz pierwszy zimą przez naszych rodaków w 1973 r.
Sama książka to opis podróży przez kraje dawnego Związku Radzieckiego, różnic kulturowych, politycznych itp. To ciekawa pozycja dla osób chcących ruszyć w tamte okolice. Brakowało mi trochę opisu samych przygotowań do podróży, wrażeń z kontaktów z innymi kulturami, anagdotek. Dużo natomiast jest ciakwostek historycznych, o zabytkach, o powodach nastrojów politycznych względem innych państw. Widać, że albo podróżnicy bardzo dobrze merytorycznie przygotowali się do podróży, albo tak chłonęli wiedzę na bieżąco. Tym razem wyprawa była znacznie krótsza niż poprzednia.
Książkę z ciekawościa przeczytałam, lekko napisana, ale ze względu, że nie bardzo interesuje się tamtymi stronami świata, to nie zaparła mi dechu w piersiach. Bogata jest również w fotografie robione przez autorow. Miłośnicy tych rejonów powinni być zadowoleni po jej przeczytaniu🙂

czwartek, 2 kwietnia 2020

Pamietnik Czarnego Noska

Dzisiaj Światowy dzień książki dla dziecię, więc nie może być inaczej, recenzja książki dla najmłodszych.
W książce opisane są przygody pluszowego Misia. Często zapierające dech w piersiach, z nutką grozy. Cudownie się ją czytało i wspominało się swoich pluszowych przyjaciół z dzieciństwa, powierników małych smuteczkow, towarzyszów wielkich wypraw na kolonie. Co jeszcze urzekło w tej książce, to to, że dla dzieci pluszowy przyjaciel to zawsze przyjaciel, nawet gdy nieco się pobrudzi, zniszczy i nie ma już tego blasku nowosci. Bo ktory, przyjaciel nie stracil oczka czy uszka. 
Ale to książka przecież dla dzieci. Myślę, że i im przypadnie do gustu. Daje przede wszystkim nadzieję najmłodszym, że czasem gdy zgubimy swoje pluszowego przyjaciela to na pewno nie nudzi się on, przeżywa ekscytujące przygody i najważniejsze .... Zawsze o nas pamięta.
Jedyny zarzut to, że jest za mało uroczych ilustracji Ewy Podleś.