czwartek, 17 grudnia 2020

Lhotse. Lodowa siostra Everestu.

 Książki Moniki Witkowskiej bardzo lubię, mam na swoim stanie kilka jej pozycji. Kiedyś na Targach Turystycznych zobaczyłam, że będzie jej prelekcja a po niej będzie podpisywać książkę Everest. Góra gór, której jeszcze nie posiadałam, ale po 5 minutach to się zmieniło. Po spotkaniu ujęło mnie to, że z każdym rozmawia jak ze swoim ziomeczkiem. Trochę smutno mi się zrobiło, że jestem takim introwertykiem, że wziełam tylko autograf i szybko uciekłam, żeby broń Boże o więcej mnie nie pytała. Ostatnio sprawdziłam dedykację, chyba próbowała rozmawiać ze mną o górach, bo nawiązywała do tego. Trochę zaspojleruję dalszą część posta, ale to bardzo charakterystyczne, że dedykacje są bardzo zindywidualizowane.

Autorka ostatnio na swoim fanpage na stronie, pokazała swoją najnowszą książkę z wyprawy na Lhotse i że można ją kupić w przedsprzedaży, bo w księgarni będzie dopiero w marcu 2021 (i taka jest data wydania w książce). W to mi graj! Książek nigdy dość, a o górach tym bardziej. Napisałam czym prędzej do autorki, że chcę uszczuplić swój budżet nabywając jej książkę. Tym bardziej, że wydana jest przez wydawnictwo Bezdroża, można kupować w ciemno, bo wiadomo, że będzie pięknie wydane. Kolejną rzeczą, która chwyta za serce to to, że książka została wysłana, zanim jeszcze zapłaciłam za nią. To się nazywa zaufanie do ludzi! 

Bardzo szybko do mnie dotarła i wyprzedziła kolejkę książek do czytania. Książki z Bezdroża, mają jeszcze jedną charakterystyczną rzecz. Nie jestem maniakiem wąchania książek, ale akurat z tego wydawnictwa pięknie pachną jak tylko się je odtworzy. Jak już wspominałam, dedykacje są bardzo indywidualne, prosiłam po prostu dla Doroty a dostałam taką:

Zadała sobie trud by wejść na mój profil na fb i do tego nawiązać.

Rzuciłam wszystko i przysiadłam do czytania. Mogę się poczuć jak prawdziwa Instabookerka (czy jak to nazywa), zrecenzuję książkę zanim ta dotrze do zwykłych czytelników. Ale do rzeczy. W książce Monika Witkowska szczegółowo opisuje okres przygotowawczy do wyprawy na swój 3 ośmiotysięcznik (wcześniejsze to: Everest, Manaslu, po każdej powstawała książka, która zupełnie przypadkiem posiadam), koszty itp. Jeśli ktoś marzy o wyprawie w góry wysokie to tym samym może zachęcić, zniechęcić lub utwierdzić jak mnie, w przekonaniu, że jedyna korona jaka jest w moim zasięgu to Korona Gór Polski, ale poczytać o wyprawach innych jest miło. Czytając tę jak i inne książki Moniki ma się wrażenie, że jest spoko babką. Ktoś czepliwy mogłby zarzucić, brak górnolotnej literackości, jest napisana w prosty sposób, ale sama autorka pisze, że książka powstała gównie dla niej. Rozumiem to, sama często "wyżywam" się pisząc a to tego bloga, albo wpisy na fb. 

Fajne w tej książce jest to, że jest dużo ciekawostek o Lhotse i innych sprawach związanych z górami, Szerpami/szerpami. Też piszę o tym co ją wkurza, aż sama byłam wkurzona na bucowatego wspinacza.

Jedną fajna ciekawostką, to przed książką Moniki, skończyłam czytać książkę Magdy Lassoty W cieniu Everestu. Opisane są tam historię ludzi, którzy zamierzali wspiąć się na Everest, ich motywacje itp. ale też Szerpów, kucharzy, medyków. Sama autorka nie zamierzała się wspinać. Wspominała tam też o Polce, która chciała zdobyć Lhotse. Czytając ten fragment pomyśląłam: to chyba chodzi o Monikę Witkowską, Magda już więcej nie wspomina czy udało się spotkać wspomnianą Polkę W wolnej miałam zamiar poszukać informacji czy Monika zdobywała Lhotse w 2019 r (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będzie książka o Lhotse). Odpowiedź znalazłam w książce Moniki, to była ona. Żałowałam, że się nie spotkały (wtedy tak myślałam) bo byłby fajny cross w książkach. Okazało się, że jednak się spotkały, szkoda, że Magda o tym nie wspomniała w swojej książce o tym :-(

Podsumowując, nie zawiodłam się na książce. Nie mogę się doczekać wyprawy Moniki na K2, ale w sumie to bardziej jej kolejnej książki :-)


piątek, 18 września 2020

z Bambuko na Manowce

 Katarzyna Nosowska to kolejna osoba, na której twórczość czekam z wypiekami na twarzy. Nieważne czy muzyka, czy książki. Przebierałam nogami, na wieść, że 16 września będzie miała miejsce premiera jej drugiej książki. Wiedziałam, że będzie dobra, czułam, że będę ocierać łzy z rozbawienia. 
Gdy nastał ten długo wyczekiwany moment premiery, okazało się, że książka nie jest dobra... jest bardzo dobra, nie ocierałam łez rozbawienia, ale raczej żalu. 
Powrót z Bambuko to zbiór felietonów, szczerych do bólu - egzystencjalnego, rozliczenie się z przeszłością, ale nie tylko autorki. Jaką straszną krzywdę są w stanie zrobić rodzice, całkiem nieświadomie. Jak wiele niektóre dzieci muszą znieść rzeczy, których nie są w stanie udźwignąć i jaki ma wpływ na dorosłość. Książkę polecam każdemu, bo może sam(a) masz w sobie Kasię, którą trzeba się zaopiekować, a może znasz jakąś już Katarzynę, której warto pomóc. Nieważne co odkryjesz w niej, ważne by zrobić kroki, które Nosowska poleca. 
Mimo że poruszane tematy są trudne, to autorka nie zwiodła, oplotła je w charakterystyczną dla niej ironię, więc książkę właściwie się połyka. Ciesze się, że odważyła się na taką szczerość.



czwartek, 6 sierpnia 2020

Chylińska dla dzieci.

Agnieszka Chylińska jest wszystkim dobrze znana, przede wszystkim z niewybrednego języka.
Od wielu lat pisze też książki dla dzieci o Rodzinie Zezikow. Teraz zabrałam się za całośc i... Jestem oczarowana. Aż trudno uwierzyć, że autorka słynąca, z delikatnie mówiąc, braku sympatii do nauczycieli, tak pięknie potrafi przedstawić rozsterki dzieci, a później nastolatków w szkole i po za nią. Świetnie tłumaczy różne problemy z perspektywy dziecka/nastolatka. I wcale nie widać jej antypatii do nauczycieli. Na pewno te książki będą w moim podrecznym warsztacie do zajęć czytelniczych. 

niedziela, 14 czerwca 2020

Wataha w podróży

To kolejna książka podróżnicza. Wydana przez Bezdroża- wydawnictwo specjalizujące się w książkach podróżniczych. Trzeba przyznać, że jest ładnie wydana, z resztą jak wszystkie, tego wydawnictwa. Dużo zdjęć, papier najwyższej jakości. Czego już nie można powiedzieć o treści. Autorzy wybrali się z Wilczakiem do Indii, mimo że znajomy im to odradzał. Spotykali mnóstwo przeszkód, bowiem nie można podróżować publicznym transportem z psami. Nie sprawdzili też jakie formalności mają dopełnić w wywozie i przywozie psa do Polski z powrotem. Co ciekawe, mieli pretensje do wszystkich, ale nie do siebie. Po kilku miesiacach w Indiach postanowili zwiedzic Himalaje. Do tego również nie byli przygotowani i tutaj też wszyscy byli winni ich przeciwnościom losu. Generalnie, można wypożyczyć tę książkę z biblioteki by pooglądać obrazki, ale żeby kupić to szkoda pieniędzy. Jeśli komuś brakuje narzekania na wszystko, taniej będzie wybrać się do przychodni i tam posłuchac skarg starszych osób.

niedziela, 10 maja 2020

Czy to jednak normalność?

Przyznaję szczerze, książki nie skończyłam i nie wiem czy skończę. Sięgnęłam po nią po porusza bardzo ważną kwestię zdrowia psychicznego, o której się za często nie mówi, mianowicie zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Kiedyś nazywało się to nerwica natręctw. Większości pewnie się to kojarzy z częstym myciem rąk, i u głównej bohaterki między innymi tak się to zaburzenie objawia. Ale też autorka doskonale się wczuwa w Evie i opisuje jakie mysli pchają do mycia rak. Bo nie oszukujmy się, teraz wszyscy często myjemy ręce, ale to jest dbanie o higienę i nie musimy biec do specjalisty na terapię. Ciekawę jest też w tej książce, że oprócz mycia rąk bohaterka wykonuje tez, z perspektywy "zdrowego" człowieka, irracjonalne czynności np. dotyka 6 razy wszystkich kranów w ubikacji by nie wydarzyło się nic złego. I to jest istota zaburzeń obsesyjno- kompulsywnych. Pojawia się obsesja (jeśli nie umyję rąk to umrę) i zaraz za nią kompulsja (szorowanie rąk w rytualny sposób).
I to tyle ciekawych tematów poruszanych w książce. Bo reszta to opis miłosnych rozsterek bohaterek, Evie na stu stronach zakochała się trzy razy. Koleżanka prowadzi dość rozwiązły styl życia, a to wszystko w wieku 16 lat. Fakt, akcja się dzieje w Stanach, może mają tam bardziej frywolne podejście do pewnych spraw. A może jestem już za stara i nie rozumiem współczesnej młodzieży, ale serio mam wrażenie  że to Harlekin dla nastolatek z OCD w tle. Ogólnie to lepiej poszukać innej pozycji (książkowej) z opisanymi tymi zaburzeniami.

wtorek, 5 maja 2020

Kółko się pani urwało

I cyk challenge:Przeczytam 52 książki w roku zakończony. Chociaż trochę oszukuję bo niektóre to audiobooki, jak np. ta książka. Mam zasadę, że po książki w formie audiobooków sięgam, gdy w sumie jestem ciekawa, ale szkoda mi czasu na czytanie, można też trochę przyspieszyć lektora. I z tą pozycją tak było, podobno miała wiele pozytywnych opinii. 
Muszę przyznać, że przyjemnie się słuchało. Taki zabawny kryminał, ale trochę przewidywalny. Nie czytam raczej tego gatunku, a dość szybko wytypowałam podejrzanych, którzy okazali się strzałem w dziesiątkę. Po za tym, bardzo przyjemnie się słucha interpretacji Elżbiety Kijowskej, nie wiem czy aż tak by mnie to wciągnęło,gdybym sama musiała wodzić po tekście. Idealnie wcieliła się w rolę Zofii, głównej bohaterki. Z zapartym tchem (i nie przez to, że słuchałam książki na spacerze, w maseczce) czekałam na rozwój wydarzeń. Przygody nieustraszonej staruszki były niesamowite! Autor genialnie się wczuł w rolę starszej Pani, choć trzeba zaznaczyć, że bardzo ją przerysował.
Na pewno sięgnę bo dalsze części, też pewnie w formie audiobooka, ale to głównie ze względu na lektora.

czwartek, 23 kwietnia 2020

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich

Dzisiaj święto wszystkich książkomaniaków, więc uznałam to dobry dzień na pokazanie swojej ulubionej książki. Trafiłam na nią kilka lat temu. W zbiorze obowiadan Księgarnia przy ulicy Wiśniowej, każdy autor opierał się na wybranej książce. I w jedno właśnie na Zabić Drozda. Urzekł mnie jeden z cytatów: "nie można poznać człowieka, póki nie włoży się jego butów i nie pochodzi się w nich trochę." Postanowiłam że sięgnę po nią. Zamówiłam w bibliotece i niecierpliwie czekałam na swoją kolej. Jakie było moje szczęście, gdy następnego dnia idąc do innej biblioteki, znalazłam ją na koszyku z oddanymi książkami. Wiedziałam, że jest mi pisana! Nie przytoczę dokładnie treści książki bo wyznaje zasadę J. Pilcha:
"Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać." A to idealnie pasuje do tej książki, będę do niej często wracać.
A co mnie w niej urzekło? Że pokazane jest jaki świat bywa niesprawiedliwy i trzeba byc niezwykle odważnym, by postępować zgodnie ze swoimi wartościami. To też wielka lekcja tolerancji, której znów zaczyna nam brakować. Główna bohaterka właśnie tak postępowala, choć była młodziutka. To była jedna z tych książek, które chce i nie chce się skończyć. A po ostatniej kropce jest wielki niedosyt. A kwintesencja jej jest cytat o tytułowym drozdzie: "Drozdy nie robią nam nic złego, tworzą jedynie muzykę, która cieszy nasze uszy. Nie wyjadają nam plonów z ogrodu, nie gniazdują w zebranej kukurydzy, nie robią absolutnie nic poza jedną rzeczą: śpiewają nam z głębi serca. I dlatego zabić drozda to grzech."
Trzeba dodać, że autorka napisała dopiero przed śmiercią drugą swoją książkę -dalsza część Drozda pt. Idź postaw wartownika. Niestety ta jest wielkim rozczarowaniem i  Zabiła drozda. Szkoda że nie została autorką jednej książki.

niedziela, 19 kwietnia 2020

Przez pół świata. Mama z synem w podróży.

Kwarantanna dalej trwa, więc udałam się na kolejną wyprawę przestawioną na kartkach papieru. Autorka Hanna Bauta, wybrała się w niespotykaną podróż, ale nie chodzi tutaj o środek transportu, długość czy fundusze, ale o towarzysza... 4 -letniego synka. To wydaje się nieprawdopodobne, by być w podróży przez prawie pół roku, zjechać pół świata z takim małym brzdącem. Tym bardziej to się nie mieści w głowie, gdy pomyśli się, że wielu jego rówieśników nie jechało nawet pociągiem.
Pewnie wielu rodzicóm, wydaje się, to niemożliwe, ale autorka książki udowadnia, że nic bardziej mylnego. Zwiedzili wspólnie część Azji i Afryki, podróżowali różnymi środkami lokomocji. Przełamuje wątpliwości czy aby taka wyprawa na pewno jest to bezpieczne. Aż sama zazdroszczę Berniemu (małemu podróżnikowi), że w tym wieku zwiedził kawał świata, ale podziwiam też odwagę i samozaparcie jego mamy, udowodniła, że się da. 
Książka jest bardzo ładnie wydana, na każdej stronie jest znak wodny z konturem państwa, które jest opisywane. Co ważne autorka pod koniec każdego rozdziału czyli zwiedzonego państwa podaje przydatne informacje: ile kosztował pobyt, czy jest bezpiecznie, przydatne adresy hoteli. 
Niewątpliwą zaletą podróży z maluchem jest to, że jest bardzo ciekawy świata, to sprzyja poznawaniu innych kultur, bez uprzedzeń, dzięki temu i my na łamach książki możemy je poznać.
Książkę bardzo polecam, szczególnie rodzicom, którzy myślą, że z dziećmi się nie da podróżować stopem, tanimi środkami transportu itp.

środa, 8 kwietnia 2020

Chłopiec z ostatniej ławki

Chłopiec z ostatniej lawki to książka o przyjaźni, tolerancji a przede wszystkim o postrzeganiu świata przez dzieci, momentami z perspektywy dorosłego nieco naiwnemu.
Do klasy Alexy przychodzi nowy chłopiec, o innym kolorze skóry, nie mówiący słowa po angielsku. Mam główne zastrzeżenie, że autorka książki nie do końca zna realia szkoły, bo nie wyobrażam sobie, nieprzygotowania klasy na przyjście nowego ucznia, tym bardziej niemówiącego w ich ojczystym języku. Jak to miało miejsce w książce.Dzieci na własną rękę szukają kim jest uchodźca. Główna bohaterka wraz z paczką postanawia zaprzyjaźnić się z nowym kolegą. Niestety pokazane jest jak niektórzy są uprzedzeni do uchodźców. Aleksa w końcu poznaje historię Ahmeta. I łza się kręci w oku,bo może akurat postać Ahmeta jest fikcyjna, to historia już pewnie nie. W wyniku wojny w Syrii, wiele dzieci straciło rodziców, domy. 
Urzekające w tej książce jest beztroska dzieci, dla bohaterów było ważne by ich przyjaciel w końcu był szczęśliwy, nie znają się na polityce i nie kalkulują wszystkiego, najważniejsze by był miły i dobrze by umiał grać w piłkę, a kolor skóry i pochodzenie jest nieważne. Pokazane jest też, że uprzedzenia przekazują dorośli. Gdy się czyta ma się czasem wrażenie że to zbyt naiwna opowieść. I pewnie taka jest, ale w tym trudnym czasie jest miodem na serce i mimo wszystko daje do myślenia. Na pewno przyda się ona na lekcje o tolerancji między kulturowej.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Byle dalej. Pod stopami słońca. Motocyklami po bezdrożach Azji.

Przedłużający się czas kwarantanny wzmaga tęsknotę za światem, dlatego szczególnie sięgam po książki podróżnicze. W tym momencie chyba bym czytała z wypiekami na twarzy książki o wyprawie do Lidla po zakupy.
W każdym razie,to druga książka M. Owczarek i B. Skowrońskiego. Pierwsza czyli Byle dalej. W 888 dni do koła świata, jak sam tytuł sugeruje dotyczyła wyprawy dookoła świata. Po dokładnie 888 dniach po powrocie do Polski, postanowili znów ruszyć na wyprawę motocyklami. Tym bardziej plan był skromniejszy bo kilka krajów Azji środkowej. Sięgając po nią, miałam nadzieję że zapuścili się w okolice Himalajów lub Karakorum. Niestety jeśli chodzi o szczyty, to byli tylko w okolicach Noszaku, góry chętnie uczęszczającej przez Polaków. Oczywiście zdobytej po raz pierwszy zimą przez naszych rodaków w 1973 r.
Sama książka to opis podróży przez kraje dawnego Związku Radzieckiego, różnic kulturowych, politycznych itp. To ciekawa pozycja dla osób chcących ruszyć w tamte okolice. Brakowało mi trochę opisu samych przygotowań do podróży, wrażeń z kontaktów z innymi kulturami, anagdotek. Dużo natomiast jest ciakwostek historycznych, o zabytkach, o powodach nastrojów politycznych względem innych państw. Widać, że albo podróżnicy bardzo dobrze merytorycznie przygotowali się do podróży, albo tak chłonęli wiedzę na bieżąco. Tym razem wyprawa była znacznie krótsza niż poprzednia.
Książkę z ciekawościa przeczytałam, lekko napisana, ale ze względu, że nie bardzo interesuje się tamtymi stronami świata, to nie zaparła mi dechu w piersiach. Bogata jest również w fotografie robione przez autorow. Miłośnicy tych rejonów powinni być zadowoleni po jej przeczytaniu🙂

czwartek, 2 kwietnia 2020

Pamietnik Czarnego Noska

Dzisiaj Światowy dzień książki dla dziecię, więc nie może być inaczej, recenzja książki dla najmłodszych.
W książce opisane są przygody pluszowego Misia. Często zapierające dech w piersiach, z nutką grozy. Cudownie się ją czytało i wspominało się swoich pluszowych przyjaciół z dzieciństwa, powierników małych smuteczkow, towarzyszów wielkich wypraw na kolonie. Co jeszcze urzekło w tej książce, to to, że dla dzieci pluszowy przyjaciel to zawsze przyjaciel, nawet gdy nieco się pobrudzi, zniszczy i nie ma już tego blasku nowosci. Bo ktory, przyjaciel nie stracil oczka czy uszka. 
Ale to książka przecież dla dzieci. Myślę, że i im przypadnie do gustu. Daje przede wszystkim nadzieję najmłodszym, że czasem gdy zgubimy swoje pluszowego przyjaciela to na pewno nie nudzi się on, przeżywa ekscytujące przygody i najważniejsze .... Zawsze o nas pamięta.
Jedyny zarzut to, że jest za mało uroczych ilustracji Ewy Podleś.

wtorek, 31 marca 2020

Jak się nie zabić i nie zwariować.

Coraz więcej się mówi o depresji, w tym też dzieci i młodzieży, co bardzo cieszy bo mimo wszystko ta choroba spotyka się dalej z niezrozumieniem. 
Sięgnęłam po nią, bo tak szczerze pomyliły mi się YouTuberki. Czasem błądzę po internecie i trafiam na różne filmiki. Staram się je oglądać, by wiedzieć czym teraz żyje młodzież. Akurat tej dziewczyny co myślałam że jest autorką książki, widziałam kilka i głównie nagrywała zabawne filmiki o modzie. Autorka książki zadaje się głównie z pranksterami a na to mi szkoda czasu.
Wracając do książki to 2/3 jest o zmaganiu się z funkcjonowaniem w rodzinie dysfunkcyjnej, depresją próbami samobójczymi. Szczerze pisze o pobytach w szpitalach psychiatrycznych, na szczęście nie demonizuje tych miejsc. Wzruszył mnie fragment o opiece nad chorą babcią. Miała tylko 18 lat gdy taki obowiązek na nią spadł. To trudne dla młodej osoby, wiem bo byłam niewiele starsza, gdy opiekowałam się swoją babcią. Trudne to było dla mnie, mimo że moja rodzina trzymała się razem i zmienialiśmy się w tej opiece. Tutaj musiała sobie radzić sama, a sama chorowała już na depresję.
Książka to opis jednego wielkiego krzyku o pomoc. Chociaż osobiście uważam, że trudniejsze dla dorosłych jest gdy dziecko szepcze o pomoc. Uważam jednak że przez dokładne opisy, książkę powinni przeczytać przede wszystkim dorośli a jeśli chcą polecać młodzieży to ostrożnie. Bo o ile pewnie pomocne jest by dziecko poczuło, że nie tylko ono tak czuje. To brakowało mi w tej książce, że gdy źle się czuje to powinno szukać się pomocy. Niestety depresja to nie katar, który nieleczony przejdzie po 7 dniach. Nieleczona depresja jest choroba śmiertelną o czym niestety wielu ludzi nie wie lub nie chce widzieć. 
Opisałam 2/3 książki, a co z resztą? No właśnie uważam, że jest bardzo szkodliwa, bo autorka bierze się za leczenie czytelników. Ci co znają nieco o mój gust czytelniczy, wiedzą że nie jestem zwolenniczką poradników typu: ulecz swoją duszę. Nie znalazłam nigdy książki typu: zoperuj sobie sam wyrostek, więc nie rozumiem, dlaczego niektórzy tak lekko podchodzą do innych chorób i sugerują, że można je wyleczyć pozytywnym myśleniem. Dziwi mnie też, to że autorka sama wie jaka to ciężka droga do tego by można było normalnie funkcjonować, ilu odwiedziła psychiatrów, terapeutów ile razy była w szpitalu. Oburza mnie ta jej nonszalancja, że po przeczytaniu kilku pozytywnych zdań czytelnik się uzdrowi. Gratuluję jej samozaparcia w terapii, ale niestety chyba się zachłysnela tym i bawi się w coucha, a tym to już igranie z ludzkim życiem. Bo nie sądzę, że człowiek w głębokiej depresji, cudownie ozdrowienie gdy przeczyta afirmujące zdanie. Prawdopodobnie w ogóle nie przyczyta niczego. Dlatego jeśli chce się polecić młodzieży te książkę to 1/3 trzeba wyrzucić i najlepiej później o niej porozmawiać. Nie powinno się zostawiać młodego człowieka z nią sam na sam.

piątek, 27 marca 2020

Statystyka nie taką straszną czyli Statystycznie rzecz biorąc. Janina Bąk

Wiem, że teraz powinna być książka dla dzieci, bo głównie ten blog powstał z myślą o nich, ale niestety Janina wepchała się w kolejkę do czytania.
O tym, że Janina wyda książkę było wiadomo już od jakiegoś czasu. Na Instagramie często wspominała, że ja pisze, a jakiś czas temu pojawiła się konkretną data i stosowała bardzo nienachalny marketing, czyli mniej więcej 3 relacje na godzinę o tym wydarzeniu. Dzięki temu uplasowała się na liście bestsellerów Empiku za Blanka Lipińska, gdy książki fizycznie nie było na świecie. To chyba tak jakby dziecko w brzuchu aktorki dostało Oskara za dobre geny. No ale ci co znają Janinę, wiedzą że ta książka na pewno ma dobre geny. Pewnie pomyslicie, że byłam jedna z pierwszych które zamówiły ją? Nic bardziej mylnego! Zazdrość powstrzymywała mnie, przed tym. Janina jest o 4 dni ode mnie starsza (chyba że należy do tych osób, które liczą lata po urodzinach to o rok i 4 dni) i wydawala książkę. A pisała ja 3 lata, więc nie mam szans by w jej wieku tyle osiągnąć, więc nie dam jej zarobić! 
Dobra, wszyscy wiedzą że zaraz po kwarantannie zamiast lecieć po bułki do sklepu, poleciałabym do Empiku po nią, licząc jeszcze na jakąś promke. A przez zamówieniem powstrzymywało mnie tylko to, że trzeba było z dostawą do domu. A ja przecież nikomu nie otwieram drzwi (m.in. bo domofon nie działa)
To skąd ja mam? Otóż bez przekonania wpisałam w dniu premiery w aplikacji Empik Go: Janina Bąk i okazało się że jest ona w abonamencie. No oczy zaszły mi łzami ze wzruszenia. 
To może po tym wstępie może coś o książkę. Nie pomyliłam się, jest genialna. Po przeczytaniu jej jeszcze bardziej się cieszę, że udało mi się uzyskać mgr przed nazwiskiem bo okazało się, że popełniłam wiele błędów metodologicznych przy jej pisaniu. Dobrze, że promotor i recenzentka mieli podobna wiedzę o statystyce co ja. Ale po ujrzeniu przez książkę światła dziennego, już nie będzie tak łatwo. Można książce zarzucić, że duża część  jej, to anegdotki. Nie oszukujemy się, ale głównie to przekonało mnie, że statystyka może być ciekawa i dzięki temu można ją zrozumieć. I głównie dla stylu i ozdobników sięgnęłam po tę pozycję. Przy okazji coś tam się dowiedziałam, m.in. że żart o psie i człowieku i ich 3 statystycznych nogach jest mało śmieszny, ale to musicie sięgnąć do książki by się przekonać czemu. Na pewno przeczytam jej fragment na zastępstwie z fizyki swoim uczniom, dlaczego powinny zmieniac miary i ile milionów dolarów na tym można stracić. Żałuję, że Janina nie napisała całego podręcznika do fizyki, nie wiem czy dzieci by czytały ale na pewno ja bym się lepiej bawiła przygotowując się do niej.
Jednak żeby nie było tak różowo, to jedna rzecz mi przeszkadzała. Zwróciłam już na to uwagę na story na Instagramie. Autorka nadużyła słowa:  niemniej. Użyła go dokładnie 83 razy, co daje przeciętnie raz na 3.9 strony. Wiem, teraz gdy ktoś zacznie czytać będzie wyczulony na to słowo. Po za tym... Z bólem serca muszę przyznac, że książka jest genialna i czyta się ją jednym tchem! Polecam, nawet jeśli statystyka kojarzy wam się tylko że statystami to nie będziecie się nudzić.

wtorek, 24 marca 2020

Absurt Everestu - absurd złej książki

Wydawało mi się, że słaba książka o górach to oksymoron. Naprawdę dużo ich czytałam i wszystkie z zapartym tchem... do wczoraj. Długo się zbierałam do tej pozycji i długo ją męczyłam. Tak męczyłam, bo to była katorga, a zdobywanie Everestu przy tym, to wjazd wyciągiem na Szrenicę.
Teoretycznie powinnam być zachwycona książką Denisa Urubko Absurd Everestu, bo autor jest wyznawcą czystego himalaizmu - zdobywanie gór bez tlenu, bez podgrzewaczy najlepiej w stylu alpejskim (bez zakładania obozów pośrednich, tylko od razu do góry) czyli wartości z poprzedniej opisywanej książki są mu bliskie.
Może na mój odbiór książki ma wpływ osobista ocena Denisa jako himalaisty, wiem że to brzydko. Trzeba tutaj nieco wprowadzić osoby niezorientowane w świat himalaizmu. Urubko to światowej sławy himalaista. Pochodzi z Kazachstanu. Ma obywatelstwo polskie i co zabawne, zaraz po jego uzyskaniu zaczął kwestionować pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki przez Polaków. Jest on wyznawcą zimy klimatycznej, która wg niego trawa w Himalajach i Karakorum od grudnia do końca lutego. A nasi rodacy, którym udało się zdobyć ich aż 10 (z 14), czasem wchodzili na szczyt w marcu. Jeszcze jeden szczyt nie został zdobyty zimą K2, na który od wielu lat, ostrzą zęby raków wielu najwybitniejszych himalaistów m.in. Simon Moro, Bielecki, i właśnie Urubko. Dwa lata temu wyruszyła polska wyprawa by przepięczętować się potęgę Lodowych Wojowników (taki przydomek otrzymali polscy wspinacze z lat 80.tych). W skład wszedł między innymi właśnie Denis Urubko. Niestety w jego ocenie wycieczka nieco mu się przedłużała i zgodnie z jego wartościami, zdobycie K2 mogło jednak odbyć już w marcu, czyli to nie będzie zimowe wejście. Dlatego uznał, że samotna wycieczka będzie idealnym pomysłem. Któż czasem nie lubi samotnych wędrówek na łonie natury. Tylko problem był taki, że byli na ponad 6000 m.n.p, a przed nim było jeszcze ponad 2,5 km w pionie. Do tego klimat się trochę różni od tego co jest np. w Tatrach. No mimo wielkiego doświadczenia górskiego, to nie mogło się nie udać. Krzysztof Wielicki, który był wtedy kierownikiem zabezpieczył naszego ancymonka i ten wrócił cały do bazy. Ale niesmak pozostał. Niestety wyprawa zakończyła się niepowodzeniem a K2 jest dalej niezdobyte zimą. 
To skoro już nakreśliłam co mam do Urubki to może trochę o książce. Ogólniej jeśli się śledziło doniesienia prasy na temat wspomnianej wyprawy Denis jawił się jako arogancki, zarozumiały gość. Po lekturze utwierdziłam się w tym przekonaniu. Everest był jego pierwszym ośmiotysiącznikiem, więc nie dziwi jego zachwytu. Bardziej raziło, że gdy coś mu nie pasowało np. ktoś głośno się zachowywał, używał argumentu siły. Miało się też wrażenie, że wydaje się, że wszystko mu się należy. Po za tym, jego opowieść jest dość bez polotu. Czytając książki innych himalaistów nawet pakowanie do beczek żywności wydawało ekscytujące. Tutaj miałam nadzieję, na szybki atak szczytowy, byle dobrnąć do końca tej książki. Widocznie nie miał doświadczenia w pisaniu książek i nie wiedział, że nie o wszystkim trzeba pisać. Zwłaszcza o tym, kto z kim spędził noc(na szczęście oszczędził szczegółów).
I spodziewałam się, tytułowego absurdu, myślałam że opisze o tym jak Everest jest dewastowany przez komercyjne wyprawy. A właściwie nie wiem do czego ten tytuł nawiązuje. Ogólnie to jeśli,ktoś spodziewa się zapierającej dech w piersiach opowieści i że czegoś dowie się czegoś o wyprawach to raczej nie tutaj. Książka raczej dla bardzo wytrwałych i chcących mieć bardzo szeroki ogląd na himalaizm, ale bez tej lektury nie będzie on biedniejszy.
Znalezione obrazy dla zapytania: absurd everestu

poniedziałek, 23 marca 2020

Dla tęskniących za szkołą. Kłopoty w szkole

Ta książka przypadnie raczej do gustu dziewczynkom, bo opisane są w niej zabawne historie Belli i Marty. Pierwsza przeprowadza się w czasie wakacji i poznaje sąsiadkę, z którą się zaprzyjaźnia. Dzięki temu, pierwsze dni w szkole nie napawają jej lękiem. Są bardzo różne z charakteru i z tego wynikają ciekawe historie, a czasem nawet tytułowe kłopoty. Przy książce nie są się nudzić. Jest dość krótka, nawet za krótka, bo sama bylam ciekawa, co jeszcze przydarzyło się dziewczynkom. Nauczycielom powinna przypaść do gustu postać Pana Mądrala, pewnie z nieukrywaną zazdrością by patrzyli na jego dyscyplinę w klasie. Kto wie, może i ktoś wprowadzi te ciekawe motody wychowawcze.
Czytając książkę Chris Higgins, miałam wrażenie że przygody dziewczynek są podobne do przygód Mikołajka, więc miłośnikom francuskiego chłopca powinna przypaść do gustu ta książka.

niedziela, 22 marca 2020

Krzyk rozpaczy- Krzycz po cichu, braciszku.

Była już książka dla dzieci, dla dorosłych więc czas na młodzież. Ale tę książkę polecam też rodzicom, nauczycielom, szczególnie tym interesującym się biblioterapią, bo ta pozycja idealnie się do tej nadaje.
Czytając książkę rzucały się tragedie 4 osób: Pameli, jej mamy, jej brata bliźniaka Jeremiasza i kolegi Patryka. Ci dwaj ostatni cierpią na zaburzenia ASD, Jeremiasz na Autyzm nisko funkcjonujący, a Patryk na zespół Aspergera. Co prawda, osoby mające już doświadczenie z informacjami dotyczącymi spektrum autyzmu, od razu powinny nabrać podejrzeń o jakie zaburzenia chodzi u chłopców, bo nazwane zostają dopiero w połowie książki. Autorka idealnie opisuje z jakimi trudnościami spotykają się osoby z ASD, nie tylko w samopoczuciu, ale także w funkcjonowaniu tych osób w społeczeństwie. Żadnych naukowych odniesień czysta praktyka. Bo może dziwić, że osoby z tymi zaburzeniami często nie rozumieją ironi i wyrażeń frazeologicznych. Dzięki sięgnięciu po tę książkę można to lepiej zrozumieć.
Ale o ASD na szczęście więcej się mówi, ludzie są bardziej świadomi. Jest dużo udogodnień, niektóre hipermarkety ściszają muzykę, przygaszają światło. Super! Jednak ciągle chyba za mało poświęca się uwagi osobom, które muszą radzić sobie z tym na co dzień. Jak wiele wsparcia potrzebują. Szczególnie wątek siostry Jeremiasza- Pameli mnie poruszył. Musiała szybciej dorosnąć niż rówieśnicy, bo opieka nad wymagającym bratem nie jest łatwa. Trzeba WSZYSTKO ustawić pod bliskiego. Może rodzice nie zdają sobie często sprawy, co czuje "zdrowe" rodzeństwo. Więc po tę książkę powinny sięgnąć również rodzice takich dzieci, bo pewnie o autyzmie wiedzą wiele i mogą uznać że akurat tej pozycji nie potrzebują.
I taka refleksja po przeczytaniu. Czasem, gdy będziesz chcial dokuczyć komuś, to zastanow się nad tym trzy razy. Może i bez Twoich docinek jest takiej osobie ciężko. A drobny gest życzliwości wobec drugiego może poprawić komuś dzień, jak np przeparkowanie auta. A o co chodzi? To już trzeba przeczytac książkę 🙂

Prekursorzy polskiego himalaizmu- książka, która każdy miłośnik literatury górskiej powinien znać

Ci co mnie znają wiedzą, że głównie czytam książki literatury faktu, szczególnie reportaże, biografie. Bardzo dużą część mojego księgozbioru zajmują książki o wyprawach w Himalaje i Karakorum.
O ile takie nazwiska: Kukuczka, Rutkiewicz czy Wielicki są znane nawet laikom, Cichy, Lwow, Czok czy Kruger-Syromska większym miłośnikom gór, to Karpiński, Bujak, Bernadzikiewicz, Klarner chyba tylko prawdziwym koneserom.
O ile na swoim koncie mam naprawdę wiele przeczytanych biografii himalaistów, to nigdy nie sięgnęłam do źródeł polskiego himalaizmu. Do czasu promocji na książkę Polscy himalaiści D. Jaronia. To opowieść o dziecięcych marzeniach o zdobywaniu wysokich gór. Na podziw zasługuje determinacja i poświęcenie. Bo wszystko się dzieje w 1938-39 roku czyli gdy nie było e-maili, telefonów, a w powietrzu wisiało widmo wojny. Zorganizowanie wyprawy zagranicznej, w tym czasie, wymagało bardzo dużo pracy. A to był tylko wierzchołek góry lodowej w drodze po marzenia. Bo to równie czas, gdy nie ma Gore-Texu, namioty nie mają specjalnych membran, a tlenie w butlach można tylko pomarzyć, czyli rzeczy bez których teraz nie ma wielkich wypraw wysokogórskich. I mimo tego 4 ludziom udaje się stanąć u podnurza góry Nanda Devi East. A czy uda się spełnić marzenia, to już trzeba przeczytać książkę. Bo warto. To historia o prekursorach Lodowych Wojowników.

sobota, 21 marca 2020

Książki w czasie kwarantanny

Witaj na moim blogu!
Powstał on w związku z przedłużającą się kwarantanną. To dobry czas na nadrobienie zaległości czytelniczych. Ale skąd wiedzieć po jaką książkę sięgnąć, skoro biblioteki, są zamknięte i doradcy - bibliotekarze nie mogą służyć radą. Postaram się prezentować tutaj książki dla dzieci, młodzieży a nawet i rodzice może coś znajdą dla siebie. By nie utrudniać dotarcie do książek, będą pochodzić z aplikacji Empik Go, do którego dostęp jest przez 60 dni bezpłatny (to nie jest lokowanie produktu). Tytuł bloga nawiązuje do tytułu książki Gabriela Garcíę Márqueza Miłość w czasach zarazy.
Pierwsza proponowana pozycja powinna się spodobać miłośnikom serii Biuro detektywistyczne Lessego i Mai, których w naszej szkole nie brakuje. To przygody rodzeństwa - Franka i Krysi. Cała przygoda z byciem detektywem zaczęła się przypadkowo od jednego wyrzuconego mebla. A później młodzi łowcy przygód mieli pełne ręce roboty. Zdarzyła się nawet sprawa zabójstwa, a jak się skończyła? Musicie sami sięgnąć po książkę. Czeka na Was tam 6 niesamowitych spraw do rozwiązania! Zapraszam do lektury, podzielcie się później wrażeniami.
Znalezione obrazy dla zapytania: podwórkowe biuro detektywistyczne