wtorek, 31 marca 2020

Jak się nie zabić i nie zwariować.

Coraz więcej się mówi o depresji, w tym też dzieci i młodzieży, co bardzo cieszy bo mimo wszystko ta choroba spotyka się dalej z niezrozumieniem. 
Sięgnęłam po nią, bo tak szczerze pomyliły mi się YouTuberki. Czasem błądzę po internecie i trafiam na różne filmiki. Staram się je oglądać, by wiedzieć czym teraz żyje młodzież. Akurat tej dziewczyny co myślałam że jest autorką książki, widziałam kilka i głównie nagrywała zabawne filmiki o modzie. Autorka książki zadaje się głównie z pranksterami a na to mi szkoda czasu.
Wracając do książki to 2/3 jest o zmaganiu się z funkcjonowaniem w rodzinie dysfunkcyjnej, depresją próbami samobójczymi. Szczerze pisze o pobytach w szpitalach psychiatrycznych, na szczęście nie demonizuje tych miejsc. Wzruszył mnie fragment o opiece nad chorą babcią. Miała tylko 18 lat gdy taki obowiązek na nią spadł. To trudne dla młodej osoby, wiem bo byłam niewiele starsza, gdy opiekowałam się swoją babcią. Trudne to było dla mnie, mimo że moja rodzina trzymała się razem i zmienialiśmy się w tej opiece. Tutaj musiała sobie radzić sama, a sama chorowała już na depresję.
Książka to opis jednego wielkiego krzyku o pomoc. Chociaż osobiście uważam, że trudniejsze dla dorosłych jest gdy dziecko szepcze o pomoc. Uważam jednak że przez dokładne opisy, książkę powinni przeczytać przede wszystkim dorośli a jeśli chcą polecać młodzieży to ostrożnie. Bo o ile pewnie pomocne jest by dziecko poczuło, że nie tylko ono tak czuje. To brakowało mi w tej książce, że gdy źle się czuje to powinno szukać się pomocy. Niestety depresja to nie katar, który nieleczony przejdzie po 7 dniach. Nieleczona depresja jest choroba śmiertelną o czym niestety wielu ludzi nie wie lub nie chce widzieć. 
Opisałam 2/3 książki, a co z resztą? No właśnie uważam, że jest bardzo szkodliwa, bo autorka bierze się za leczenie czytelników. Ci co znają nieco o mój gust czytelniczy, wiedzą że nie jestem zwolenniczką poradników typu: ulecz swoją duszę. Nie znalazłam nigdy książki typu: zoperuj sobie sam wyrostek, więc nie rozumiem, dlaczego niektórzy tak lekko podchodzą do innych chorób i sugerują, że można je wyleczyć pozytywnym myśleniem. Dziwi mnie też, to że autorka sama wie jaka to ciężka droga do tego by można było normalnie funkcjonować, ilu odwiedziła psychiatrów, terapeutów ile razy była w szpitalu. Oburza mnie ta jej nonszalancja, że po przeczytaniu kilku pozytywnych zdań czytelnik się uzdrowi. Gratuluję jej samozaparcia w terapii, ale niestety chyba się zachłysnela tym i bawi się w coucha, a tym to już igranie z ludzkim życiem. Bo nie sądzę, że człowiek w głębokiej depresji, cudownie ozdrowienie gdy przeczyta afirmujące zdanie. Prawdopodobnie w ogóle nie przyczyta niczego. Dlatego jeśli chce się polecić młodzieży te książkę to 1/3 trzeba wyrzucić i najlepiej później o niej porozmawiać. Nie powinno się zostawiać młodego człowieka z nią sam na sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz